poniedziałek, 31 sierpnia 2009

the shy retirer




To ty? Nic nadzwyczajnego. I nie mów, że mam ładne włosy. Oczywiście, że są nienaturalne. Jedyne, co w sobie lubię, to one i ten kolczyk we brwi. Modyfikacje. reszta? To śmieszne.
Nie, nie pójdziemy na piwo, ani na kawę.
Nie lubię tańczyć.
Ja chyba źle znoszę towarzystwo.
Zresztą, ty przecież też tego nie chcesz.
Masz w głowie tylko moje ciało na twoim
Ewentualnie, chciałbyś widzieć mnie klęczącą przy twojej studni życia.
Nie musisz zaprzeczać
To zbędne.
Nie tylko mężczyźni myślą o seksie.
Kobiety po prostu nie są dosłowne.
Nie, nie zamierzam być twoją dziewczyną.
Wybij sobie z głowy, że kiedykolwiek zdeklaruję ci miłość. Ty też się nie waż.
To takie patetyczne, puste, oklepane.
Nie będzie długich telefonicznych konwersacji ani ciągłego czekania.
Nigdy nie będzie krępującej ciszy, ani durnych powodów do rozmów.
Nawet nie mam zamiaru poznawać ciebie i twojego życia.
Nie zostanę na noc.
Wyjdę niespostrzeżona.
To dziwne, jak ludzie postrzegają nieobecność drugiej osoby kolejnego ranka.
To jak?
nadal Ci się podobam?

piątek, 14 sierpnia 2009

More Stars Than There Are In Heaven



czasami trzeba przejść więcej niż 5km, żeby dowiedzieć się, dokąd się idzie.
usiadłam pod wierzbą na zimnej trawie i wpatrywałam się w zachodzące słońce.
mimo że utopiło się w stawie zbyt szybko, rzuciło na tafle mieniące się promienie.
odeszli zakochani, staruszkowie i wędkarze.
czarna woda lśniła od gwiazd, a może latarni.
docierały do mnie już tylko spokojne dźwięki yo la tengo.
wierzyć to znaczy chodzić po wodzie, pamiętasz?
kaczki nie jadają żelek haribo. pamiętam.

sobota, 1 sierpnia 2009

powstanie



Okej zróbmy rewolucję.
niech w końcu zrozumieją, że ich życie nie jest nic warte.
pogrążeni w pracy, w pogoni za nieosiągalnym, zatopieni w samotnej codzienności.
niech w końcu zaczną żyć,
niech odetchną
być może powiewem własnego wyboru,
bo nie wolności.
nie pozwólmy im dłużej męczyć się z własną bezsilnością,
z własną apatią, chandrą, sennością, głupotą.
nie są godni podejmować decyzji.
zawsze zbyt słabi.
żałośni.

Przegrani.
pocieszani współczuciem wyimaginowanych bliskich
uwierzyli w porażkę.
co więcej, nigdy się z niej nie podnieśli.
chcieli cierpieć,
ponieść wymierzoną samemu sobie karę,
rozkoszować się słodkim odkupieniem
nieosiągalnym.

Niech ktoś krzyknie
Niech ktoś otworzy oczy
Niech zadecyduje
Niech przerwie wreszcie ten marazm

Przecież my naprawdę chcemy
zapomnieć
zaufać
uwierzyć
żyć