Zdarzenia przerwane pamiętamy lepiej od tych zakończonych.
Jeśli traci się coś przed kulminacją, wtedy rozbuchane emocje zatrzymują się, a zdarzenie zalega w pamięci.
Idealizacja przeszłości może być skutecznym lekiem na przykrą codzienność. Przekonanie, że nasze życie nie zawsze było przykre, a motywacja do poszukiwania tego, co kiedyś było- jak nam się wydaję- wspaniałe.
To okazja wręcz do fabrykowania wspomnień, mimowolnie.
Granice między wspomnieniem a pragnieniem, między konstrukcją przeszłości a rekonstrukcją łatwo się zacierają. Nie z powodu złych intencji, ale dlatego, że polepszamy w ten sposób bilans emocjonalny.
Idealizujemy partnera, siebie.
Wspomnienia postrzegane jako subiektywnie pewne ulegają erozji. Znikają całe ich części, błędnie lokalizujemy je w czasie i wciąż jesteśmy przekonani, że świetnie wszystko pamiętamy.
Każdy z nas na swój sposób ciągle redaguje przeszłość.
Zresztą nie tylko deformujemy wspomnienia, ale także fabrykujemy je ze zdarzeń, których nie było.
Kreujemy siebie na nowo, zapamiętując przeszłość i żyjąc nią. Obiecując sobie, że kiedyś zdarzenie będzie miało ciąg dalszy.
a co jeśli naprawdę będzie?
Strach przed zawodem emocjonalnym jest na tyle silny, że skutecznie uniemożliwia podjęcie takiego ryzyka.
Można kochać wymyślonego księcia lub spróbować pocałować paskudną żabę, która nigdy księciem nie była.